wtorek, 6 stycznia 2015

Rozdział Trzynasty.

Gdy tylko Ross zobaczył co się stało, kubek wypadł mu z ręki.  Nie czekając ani chwili dłużej, podbiegł do Laury.
-Laura, słyszysz mnie.? Nic Ci nie jest.?-mówił łagodnym,spokojnym tonem.
Dziewczyna otrząsnęła się. Zamrugała kilka razy oczyma, budząc się z szoku.
-Jest dobrze. Ross, dlaczego zaparkowałeś samochód właśnie tutaj.?
Ross stanął jak wryty.
-Przecież to mój podjazd.
-To nie możliwe, przecież dom mojej ciotki jest...-spojrzała w prawą stronę.-..tutaj.-dodała,głosem pełnym niedowierzania.
Otworzyła jeszcze szerzej oczy i zaczęła wychodzić zza kleszczonego auta.
Blondyn widząc ją , w jakim jest stanie,zbliżył się,żeby jej pomóc.  Laura jednak nie chciała skorzystać z jego pomocy, odpychając go od siebie. Ale kiedy poczuła, że nogi uginają się pod nią, oprała się o drzwi auta,.
-Mogłeś mi zostawić więcej miejsca. Teraz nie byłoby problemu.
Mina chłopaka zbladła, gdy tylko powiódł za wzrokiem Laury w stronę zniszczonego Porshe.
-Matko Boska.! Coś Ty zrobiła.?Rozwaliłaś mi auto..dwa auta.! I masz jeszcze czelność mi mówić,że
zostawiłem Ci za mało miejsca na podjeździe.?-wydarł się na całą ulicę, po czym podszedł i dokładniej przyjrzał się stratą jakich dokonała Laura. Uniósł ręce i rozłożył je w geście bezradności.
-Rozwaliłaś mi samochód.-powtórzył.-Rozwaliłaś oba.!-spojrzał na nią jak na istotę z piekła rodem.
-Zdarza się.-westchnęła cicho.
-Zdarza się.? Powiedz mi jak udało Ci się rozwalić dwa auta za jednym zamachem.?-jego ton był teraz pełny goryczy.
-Jak się ma auto w beznadziejnym stanie, taki wypadek był tylko kwestią czasu.
Czuła w środku,że powinna go przeprosić,ale była na niego taka wściekła o ten spadek.
Wiedziała,że wypadek to jej wina, a stan furgonetki nie miał tutaj znaczenia.
Wiedziała o tym, ale nie miało to teraz dużego znaczenia.
Była w końcu kobietą, myślała jedno, robiła drugie.
Kątem oka zauważyła jak Ross czerwienieje ze złości.
-Jak pożyczałem Ci auto myślałem,że potrafisz prowadzić.-powiedział po chwili.
-Mówiłam,że to wina auta.-wskazała palcem na rozbitego furgona.
Ross chciał jeszcze dodać, ale spojrzał tylko na nią jak na wariatkę.
Przez kłótnię nawet nie zauważyli jak na ulice zbiegli się wszyscy sąsiedzi.
Laura poczuła wstyd . Z wielkim trudem powstrzymywała się ,żeby nie wybuchnąć płaczem.
Ross znów spojrzał na nią ,rzucając jej wściekłe spojrzenie,po czym udał się do domu zawiadomić policję i zakład ubezpieczeń.
Wtedy z domu Lynch`a wybiegła Rossie.
-Lauruś nic Ci nie jest.?
-Nie Iskierko. Nic mi nie jest.-uśmiechnęła się lekko na widok .. córeczki.-Mam dla Ciebie dobrą wiadomość.-dodała po chwili, próbując wstać.
-Pozwól,że Ci pomogę.-nagle obok Laury i Rossie pojawiła się młoda,wysoka dziewczyna o pięknych długich blond włosach. Była to Amanda Walters, która mieszkała obok domu jej ciotki.
Laura skinęła głową i podała dziewczynie rękę.
-Chodźmy do domu, jak ktoś będzie chciał z Tobą porozmawiać, sam do Ciebie przyjdzie.
Kiedy były w salonie, sąsiadka nie kryła swojej ciekawości.
-Dobra, teraz opowiadaj co takiego zrobił Ci biedny Ross,że tak potraktowałaś jego auta.?-blondynka nie kryła rozbawienia.
Laura wzięła głęboki wdech i zaczęła w miarę składnie wyjaśniać jej całą sytuację, od incydentu na cmentarzu aż po wypadek.
-Zwracam honor.-uniosła ręce w geście poddania się.-Masz rację, zasłużył sobie.
-Jesteś jedyną osobą,która go nie zachwala. Już Cię lubię.-na twarz Laury znów wkradł się uśmiech.
-Ohh, jak miło. Może jak następnym razem przyprowadzisz Rossie do mnie, to zostaniesz na kawie, co.?
-Z chęcią.
-Zrobię Ci mrożonej herbaty.-oznajmiła, po czym udała się do kuchni.
Mrożona herbata-napój podawany w Littleton jako lekarstwo i na pocieszenie. Po prostu napój dobry na wszystko...
Laura ujęła kubek , wpatrując się w niego przez chwilę. Z zamyśleń wyrwał ją głos Amandy.
-Potrzeba Ci czegoś.? Może zabrać Rossie do siebie.?
-Mogłabyś.? Odbiorę ją jak tylko poczuję się dobrze.
-Nie ma problemu. Rossie, chodź zaprowadzę Cię do Maggie.-wyciągnęła rękę do dziewczynki, po czym wyszły zostawiając ją samą.
Niestety nie na długo. Zaraz po wyjściu sąsiadki, w progu jej drzwi pojawił się Ross w asyście dwóch policjantów. Odłożyła niechętnie picie i skierowała się ku wyjściu.
Przesłuchanie trwało jakieś dobre dwadzieścia minut. Gdy tylko spisali protokół ,odprowadziła ich do drzwi. Kiedy wróciła do salonu, zastała w nim Ross`a. Siedział na kanapie,wpatrując się w każdy jej ruch.
-Jak się czujesz.? Wszystko w porządku.?-podszedł do niej i ujął ją za ramiona.
Próbowała uwolnić się z uścisku,ale chłopak trzymał ją mocno.
Poczuła na swoim ciele, dotyk jego silnych dłoni.
-Nie boli Cię głowa.? Nie uderzyłaś się nigdzie.?
-Nie.
Przybliżył się do niej jeszcze bardziej i przyglądał się jej teraz uważniej,tym swoim czekoladowym spojrzeniem.
-Nie masz mdłości.? Nie masz zawrotów głowy.?
-Nie.!-udało jej się wyrwać z objęć blondyna.-Czuję się wspaniale.!
Stała przez chwilę przy oknie, wpatrując się co się dzieje na ulicy.
-Muszę go jakoś przeprosić. Tak trzeba Lauro.-usprawiedliwiała się w myślach.
Wzięła znów głęboki oddech.
-Ross, bardzo mi przykro.-wydusiła z siebie.
Chłopak podszedł do niej, zachowując odpowiedni odstęp.
-Przyznaj, zrobiłaś to specjalnie.?
-Jasne,że nie.
-Byłaś na mnie wczoraj taka zła..
-Nie zmienia to faktu,że nie zrobiłam tego specjalnie. A tak, swoją drogą niezły z Ciebie bajerant.
-O czym Ty mówisz?
-Byłam dziś u pana Waltersa. Wszystko mi powiedział. Moja ciotka nigdy nie wpadła by na taki pomysł. Omotałeś ją,namówiłeś ją,żeby zrobiła z Ciebie wykonawcę testamentu.!
Łzy zaczęły spływać jej po policzku.
Ross zbliżył się teraz jeszcze bardziej. Miała teraz jego surową twarz przed sobą.
-To co sobie wymyśliłaś, to tylko wytwór Twojej zbyt bujnej wyobraźni. Mnie i Twoją ciotkę łączyła tylko przyjaźń. Nie miałem wpływu na jej decyzje. Sama tak postanowiła. Nie chciała bowiem,żeby Rossie była sama po jej śmierci. Chciała Ci to powiedzieć osobiście, ale Twojej wizyty się nie doczekała..
-Kim Ty jesteś,żeby mnie pouczać.? Zresztą dla Twojej wiadomości, właśnie zostałam matką zastępczą Rossie.
Ross zdębiał. Nie spodziewał się tego po niej. Sądził,ze zrezygnuje, że wyjedzie jak tylko się o tym dowie.
-Jak to zostałaś matką.?-spytał, przełykając z wrażenia ślinę.
-Tak to. Zgodziłam się na warunki testamentu. I teraz nie wypędzisz mnie stąd nawet dynamitem.-wycedziła przez zęby.
-A dom w Los Angeles.? Praca.?
-Nie martw się, mieszkanie nie ucieknie, a pracę na rok znajdę sobie tutaj.
-Nie znajdziesz tutaj pracy, która Cię zadowoli.-odparł pewnie.
Tym razem to Laura podeszła bliżej do Ross`a i spojrzała mu prosto w oczy.
-Jeśli będzie trzeba , zatrudnię się na zmywaku. Wszystko byleby nie prosić Cię o złamany grosz mojej ciotki.-powiedziała chłodno.
-Czyli to o to chodzi.? To Cię tak boli.?-powiedział z namysłem.-Chodzi Ci tylko o pieniądze..
Laura poczuła oburzenie jego tonem, który miał w sobie tyle pogardy, jak nigdy.
-Nie chodzi mi tutaj o pieniądze. !  Tylko o to,że niejaki Ross Lynch omotał dla własnej korzyści starą,bezbronną kobietę.!
Widząc wyraz jego twarzy, zrozumiała ,że tym razem przesadziła.
-Ty śmiesz mi cokolwiek zarzucać.? A gdzie byłaś jak ta stara,bezbronna kobieta potrzebowała opieki.?
Laura nie odpowiedziała. Patrzyła tylko jak Ross posyła jej wściekłe spojrzenie i wychodzi z hukiem.



***

Witam Pysie. ! :**
Obiecałam dziś rozdział i proszę bardzo. ;)
Dziękuje każdej czytelniczce z osobna, za komentarze , w którym piszecie ciepłe słowa. ;)
Po prostu kocham Was, za to. :)

Dodałam nową stronę : Bohaterowie. ;)
Miałam nie robić tego, ale jakoś mnie podkusiło. ;)

Co jeszcze,, a tak..
Jeśli chodzi o długość rozdziałów. Rozdziały, wiem są krótkie, ale to przez to,że dodaje je praktycznie codziennie. ;)
Staram się pisać dłuższe,ale to wiadomo dłużej trwa. Wena nie zawsze jest taka łaskawa. ;)
Next jutro lub pojutrze. Jeszcze nie wiem. ;D
Okey, to chyba na tyle dziś. Miłego czytania, mam nadzieję,ze się spodoba. ;)

Była chwila Raury. hehe. ;DD


Pozdrawiam gorąco,
Maddie Moon.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz