niedziela, 11 stycznia 2015

Rozdział Piętnasty.


"Kochana Lauro,
mam nadzieję,że mi wybaczysz,że zmieniłam testament. Wiem, jak bardzo zależało Ci na pracy i mieszkaniu w Los Angeles.
Tym bardziej jest mi przykro,że stawiam Cię w takiej sytuacji. Ale jeśli zostaniesz tutaj i zaadoptujesz Rossie, mój majątek jest Twój.
Wiem,że potrzebujesz tych pieniędzy. W każdym razie jeśli się nie zgodzisz, Rossie znów trafi do swojego domu, gdzie ojciec będzie ją bił.
Jeśli nie Ty, to kto .? Jeśli miałabyś jakiekolwiek kłopoty, zawsze możesz zwrócić się do Ross`a Lynch`a. To dobry i pracowity człowiek.
Powierzyłabym mu opiekę nad małą, ale niestety nie może.
Mam nadzieję,że mi wybaczysz i zrozumiesz moje zachowanie. 
Ucałowania, 
Amelia Collins."
Z niedowierzaniem przeczytała jeszcze raz wzmiankę o Rossie Lynchu.
"Dobry i pracowity". Na pewno, burknęła pod nosem. Miała co raz większe wrażenie,że ciotka steruje jej życiem zza grobu.
Spojrzała w stronę okna, składając starannie list, który rozwiał jej wszelkie wątpliwości. Ciotka zrobiła to z własnej woli.
A Ross nie miał z tym nic wspólnego. Źle go osądziła. Nie stosownie się wczoraj uniosła. Może wypadałoby go przeprosić.
Jej wzrok utkwił na domie Ross`a. Pamiętała go z dzieciństwa. Niewielki,zaniedbany, opuszczony dom,w którym lubiła się bawić.
Wyobrażała sobie wtedy,że jest małą księżniczką a to jest jej zamek.
Na samo wspomnienie u Laury pojawił się mały uśmiech.
Nie zwlekając długo, postanowiła do niego pójść i go po prostu przeprosić.
Zbiegła po schodach na dół i podeszła do kuchni. Na kuchennym blacie stała jeszcze szklanka mrożonej herbaty, którą zaparzyła jej wczoraj  Amanda. Sprawnie wzięła szklankę i udała się za dźwiękiem piły mechanicznej.
Ross był tak pochłonięty swoją pracą ,że nie zauważył kiedy nadeszła. Czekając,aż skończy spostrzegła,że jest zgrabny,silny,świetnie zbudowany i umięśniony..
-O nie Lauro, nie będziesz sprawdzać jego mięśni. Zapomnij.!-zaczęła karcić się w myślach.
Gdy tylko Ross skończył pracę, nie ukrywał zdziwienia. Przyglądał się jej z zaciekawieniem, nic nie mówiąc.
Prze chwilę panowała cisza.
-Dzień dobry.-w końcu się odezwał.
-Cześć,pomyślałam,że chce Ci się pic.
Ujął szklankę i zaczął pic nie spuszczając z niej wzroku. Wyraźnie potrzebował czegoś do picia.
Natomiast Laura w tym samym czasie z przyjemnością mu się przyglądała. Zajęty piciem Ross nie zauważył tego.
Jej wzrok wodził po jego zgrabnej szyi (chyba tak powinna brzmieć poprawna forma. O.o -od aut.),po szerokich ramionach, opalonym ciele, aż w końcu zatrzymał się na opiętych,spranych spodniach i utkwił nieco niżej.
Zmieszana szybko podniosła oczy. Blondyn przyglądał się jej lekko rozbawiony. Zmieszała się wtedy jeszcze bardziej.
-Dziękuje.-powiedział,oddając jej pustą szklankę.
-Nie ma za co. Ale nie przyszłam tutaj tylko po to ,żeby dać Ci szklankę mrożonej herbaty..
-Jeśli masz zamiar znów się ze mną kłócić i zarzucać mi ohydne oszczerstwa, to lepiej daruj sobie.-jego ton znów przybrał chłodu.
-Nie, nie chcę się z Tobą kłócić, tylko...-nie dokończyła bo przerwał jej głośny krzyk o pomoc dobiegający z ulicy.
Spojrzeli na siebie wymownie, po czym biegiem ruszyli w stronę dobiegającego hałasu. Kiedy byli już na miejscu, widok zmroził im obojgu krew w żyłach.
Na środku ulicy leżała mała dziewczynka, o bardzo jasnych blond włosach. Była cała zakrwawiona. A nad nią pochylała się starsza kobieta, która prawdopodobnie wzywała pogotowie.
Laura natychmiast podbiegła do dzieci i wybuchła głośny płaczem. Leżącą blondynką okazała się być Rossie, jej mała Rossie.
 Ross, który jako jedyny starał się zachować zimną krew, zaczął wypytywać co tu się stało. Zszokowana kobieta opowiedziała mu,że była świadkiem jak dziewczynka przechodziła
 przez ulice, kiedy rozpędzony samochód ją potrącił.
 Wtedy Lau wybuchła kolejną porcją łez, tuląc do siebie bezwładne ciało swojej córeczki.
 -Nie mogę Cię stracić. Jesteś mi tutaj potrzebna. Oprócz Ciebie nie mam tutaj nikogo.-mówiła do siebie przez łzy.
 Pogotowie bardzo szybko się zjawiło , zabierając Rossie do szpitala w Denver.
 Laura nie zważając na uczucia jakimi żywiła Ross`a postanowiła z nim pojechać . W szpitalu dowiedzieli się,że dziewczynka ma liczne złamania i straciła dużo krwi, przez co musi być natychmiast operowana.
Laurze ugięły się nogi. Momentalnie poczuła się jakby siła do życia ją opuściła. Ross szybkim ruchem złapał ją i posadził na krześle.
-Dlaczego właśnie mnie to spotyka.? Dlaczego.?-jęknęła do siebie.-Najpierw ciocia, teraz Rossie.
-Lauro, wiesz,że to nie Twoja wina.-spojrzał na nią spod swoich długich rzęs, tuląc do siebie.
Dziewczyna była na tyle zszokowana i zdesperowana, ze nie odrzuciła jego gestu natychmiastowo. Wtuliła się wręcz w jego tors i łkając,czekała na najgorsze.
-To co chciałaś mi powiedzieć wcześniej.?-zagaił,żeby tylko brunetka się nie zadręczała.
Laura niechętnie oderwała się od umięśnionej klatki blondyna i spojrzała mu w oczy.
-Chciałam Cię przeprosić, za to,że Cię posądziłam o omotanie mojej cioci.-wydusiła z siebie.- Już wiem,że tak nie było.
-Jak na to wpadłaś.?
-Amelia napisała mi list, w którym wszystko wyjaśniła. Tylko jest jedna rzecz, która nie daje mi spokoju.
-Jaka.?
-Ciotka napisała,że powierzyłaby Ci adopcje Rossi, ale Ty nie możesz. Czemu.?
Ross spojrzał na nią z lekkim  uśmiechem.
-To proste, Rossi jest uczulona na sierść psów, a tak się składa,że na podwórku mam ich kilka.
-Po co Ci tyle psów.?-powiedziała lekko kpiąco.
-Prowadzę schronisko dla psów.
-Coś takiego.-pokręciła z niedowierzaniem głowę.-Psiarnia Lynch`a.
-Dokładnie. Kupno,sprzedaż,tresura.-wyrecytował,jakby czytał ogłoszenie.
-Nareszcie wiem o Tobie coś więcej.
Ross chciał jej coś dopowiedzieć, ale nie zdążył bo przerwał mu lekarz, który właśnie wyszedł z sali operacyjnej.
-Mam dobrą i złą wiadomość, pani Marano.


***

Hej, hej Pysie. :*

Rozdział 16 już o 19 lub 20. :)
Na razie łapcie 15-sty. ;)

Maddie Moon. 


14 komentarzy:

  1. Ha pierwsza znów! Chyba, że ktoś mnie wyprzedził, ale chyba jednak nie....No cóż. Mówi sie trudno.
    A więc tak... Uśmiercisz mi Rossie, a ja uśmiercę ciebie! Zrozumiano? No, ja myślę. Rozdział powalający. Tak mnie powalił, ze leżę na podłodze i wącham... Bleee... Skarpetki?! Oł noł wstaję i nie będę ich wąchał nołej. Ale wracając to tego cudeńka. Kurka wodna, Lau tuli się do Rossia? Uhuhu... To żeś pojechała po bandzie. No, ale co ma zrobić, kiedy jej córeczkę operują?
    Skoro była dobra wiadomość, to chyba żyje, ale zła... Może straciła pamięć? Albo coś jej amputowali? Nie wiem i nie wnikam, bo później tylko będę miała przewody przegrzane w mózgownicy. A może... Stop! Koniec, kropka, ty wymyślasz, nie ja.
    O maj gad, jestem u ciebie na liście czytelniczej O_o Sank ju.
    Czekam oczywiście na piętnastkę, ale komórka mi szwankuje, więc nie wiem, kiedy komętnę.
    Dobra, bo zaczynam od rzeczy gadać...
    Widzisz, mówiłam, że ja tylko pierwszego koma normalnego piszę :D Reszta to takie bezsensowne składanki zdań, które uciekły od psychiatry
    Bye
    ~Di

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział :*
    Rossie ma życ...
    Lau tuli się do Rossa? Po prostu WOW.
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu odrobina Raury (!) - co nie oznacza mojej radości. A to dlatego, że biedna Rossie leży w szpitalu. No nie, zawsze jak coś jest lepiej, to tylko dlatego, że coś się zburzyło i popsuło, buuu.
    No nic, ale ja czekam na rozdział szesnasty i póki co idę wkuwać dalej. ;-;

    OdpowiedzUsuń
  4. Boski rozdział *-* kurcze jaram sie jak reksio szynką *-* własnie liczyłam na to ze dzisiaj dodasz :D czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  5. O maj gaaaat!
    Tylko nie to kobito!
    Już ominę fakt, że rozdział boski, to twoje rozdziały choć krótkie, ale za to jakie!:D
    Kocham twojego bloga od pierwszego przeczytania i będę czytać co napiszesz, ale nie uśmiercaj mi Rossie!
    Wiem, że przez to Lau i Ross zbliżyli się do siebie, ale nie takim kosztem Oo
    Oni mając być rodziną ;-; Ale wiedz, że i tak będę się szczerzyć jak głupi do sera, kiedy dodasz rozdział:D
    A wg co z narzeczonym Lau?? Bo jest prawda?:p
    Ps. Dzięki za zmienienie komentarzy,tak jest lepiej, a wcześniej komentowaliśmy przez google i wg. Ja też tak miałam na początku taką opcję, a do tego że anonimki nie mogły komentować, ale nevermind! Czekam na rozdział, pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  6. Biedna Rossie jeju oby było z nią wszystko dobrze :*
    Rozdział jest super <3
    Czekam na nexta / kocham

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział oczywiście super, dopiero co napisałam ze polubiłam małą Rossie a tutaj wypadek ;( Za to bardzo fajna scena w szpitalu, nareszcie przez chwile Ross i Lau sie nie kłócili ale cos czuje ze to niestety nie potrwa długo. Nie wstawisz juz dzisiaj drugiego rozdziału?

    OdpowiedzUsuń
  8. OMG coś ty zrobiła tej biedny dziewczynce ?!
    Dawaj szybko next!

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny rozdział!!!!
    Biedna Rossie..... O matko..... Tylko mi jej tu nie zabijaj!!!!
    Dzięki za nominację do LBA :)
    Czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  10. superowy rozdział :)
    zgadzam się z Justyną.K. nie uśmiercaj jej ::(
    dawaj szybko jak się tylko da TERAZ kolejny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak dobrze, że zmieniłaś opcje komentowania :). Śledzę twojego bloga od zeszłego tygodnia i żałowałam, iż nie mogę nic skomentować ;/. Ale na szczęście teraz już mi wolno ;D. Okej, do rzeczy. Spodobał mi się Twój pomysł na opowiadanie. Historia Laury i Rossa jest wciągająca, bohaterowie są tajemniczy, nie potrafię ich rozszyfrować, a zwłaszcza Rossa. Mała Rossie jest niesamowicie wesołym dzieckiem, zważywszy na cierpienie, którego zaznała od własnego ojca. Jest słodką dziewczynką, więc nie waż mi się jej uśmiercić. Ma wyjść cało z tego wypadku! Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Dodaj go szybko ;D.
    Pozdrawiam serdecznie,
    Marlena ;*.

    OdpowiedzUsuń
  12. jest boski jestem zła bo boję się o Rossie

    OdpowiedzUsuń
  13. 54 years old Software Consultant Oates Ertelt, hailing from Madoc enjoys watching movies like Doppelganger and Urban exploration. Took a trip to Teide National Park and drives a Ferrari 410S. przeczytaj ten artykul

    OdpowiedzUsuń