sobota, 3 stycznia 2015

Rozdział Jedenasty.

Następnego dnia  Laura zaraz po przebudzeniu  poszła po Rossie do sąsiadki.Dziewczynka najwyraźniej stęskniła się za brunetka, bo gdy tylko ją zobaczyła, szybciutko
rzuciła się jej w ramiona.
Laurę to bardzo ucieszyło. Miała w końcu kogoś kto nie oceniał jej z góry, nie miał do niej uprzedzenia.
Akceptował ją taką jaka jest.
Kiedy wróciły do domu, na kuchennym stole zastały klucz od samochodu Rossa.
-Masz samochód Lauruś.?
-Nie Skarbie, to klucz Rossa. -wyjaśniła.
-Rossa.? Zostawił je.? Mogę mu go odnieść? Proszę, proszę. -zrobiła proszącą minkę.
-Ross pożyczył mi auto, bo muszę coś dziś ważnego załatwić na mieście.
-Co takiego.?
-Sprawy związane z ciocią Amelią. Chcesz tosty na śniadanie.?
-Pewnie.-krzyknęła radośnie blondynka, po czym wygodnie siadła przy stole.
Brunetka szybko uwinęła się z wykonaniem pożywnego śniadania dla sześciolatki. Zaczynała nabierać wprawy nad jej opieką.
-Lauruś, mam prośbę. -zaczęła niepewnie Rossie, odrywając się od talerzyka z tostami.
-Tak Iskierko.? Co mam dla Ciebie zrobić.?
-Pomożesz mi w nauce.? Pani w szkole kazała nam się nauczyć czytanki na poniedziałek. A ja średnio umiem czytać. -powiedziała zawstydzona.
-Oczywiście, jak tylko wrócę. A o czym jest ta czytanka.?
- O śp..ą..ce.j ..
-Rossie głuptasku, nie mów z pełnymi ustami.-skarciła ją brunetka.
Dziewczyna uśmiechnęła się do Laury promiennie połykając szybko jedzenie.
-O śpiącej królewnie. To moje ulubiona bajka, dlatego muszę dobrze wypaść przed klasą.-powiedziała z powagą, jakby to była sprawa państwowej wagi.
Laura zaczęła się głośno śmiać. Sama chciałaby mieć takie problemy. Tak dziecinne, tak łatwe do rozwiązania.
-Obrażam się na Ciebie Lauruś.-blondynka zrobiła naburmuszoną minę.
-Na mnie.? Dobrze, w taki razie pani Obrażalska nie dostanie dziś po obiedzie deseru lodowego.
-Laura fuknęła melodyjnie pod nosem i skierowała się ku schodom.
Zatrzymał ją jednak głos dziewczynki. Skierowała głową ku niej.
-Już się nie gniewam na Ciebie Lauruś.
Laura uśmiechnęła się do niej.
-Wiedziałam ,że zmiękniesz. -uśmiech dalej nie schodził z jej twarzy.
-To dlatego,że tak bardzo Cie lubię.-zaczęła się tłumaczyć ,po czym przytuliła ją z całej siły.
Brunetka znów poczuła przyjemne uczucie akceptacji. Poprzednią noc spędziła na rozmyślaniu właśnie o Rossie. Chciała ją zaadoptować, ale znała doskonale zdanie Eliota : Najpierw kariera, potem dzieci.!
Poczuła jak łzy napływają jej do oczu,odwróciła się szybko od dziecka i wytarła słoną ciesz.
-Rossie mogę zaprowadzić Cię do Rossa? Bo muszę już jechać, a nie chcę Cię tutaj zostawiać samej.
-Do Rossa.? Pewnieee.! Wezmę tylko kilka zabawek.-krzyknęła z entuzjazmem , po czym pobiegła do swojego pokoju .
Co ten chłopak miał w sobie,że moja ciotka i Rossie tak go lubiły.? Dla niej był tylko zwykłym chamem bez dobrego wychowania.
Wzięła głęboki wdech, kiedy blondynka pokazała swoją gotowość .
Energicznym krokiem ruszyły w stronę domu ich sąsiada.
Gdy otworzył im drzwi, nie ukrywał zaskoczenia. Stał z rozchylonymi ustami, nie wydając z nich żadnego dźwięku. Laura nie była lepsza, zaciskała ze złości zęby.
Rossie przyglądała im się uważnie, nie mając kompletnego pojęcia czemu dwie bliskie jej osoby się nienawidzą. Nie zastanawiając się długo nad tym, przywitała się z chłopakiem.
Wtedy wzrok Rossa z brunetki powędrował na małą Rossie.
-Cześć Rossie, tak myślałem,że dziś do mnie przyjdziesz.-powiedział z kpiną w głosie.
-Teraz pewnie chciał zasugerować,że nie radzę sobie z dzieckiem.-pomyślała.
-Zostawiam Ci  ją  tylko na godzinę, bo muszę jechać do adwokata. Jak wrócę , zaraz po nią przyjdę.-odparła i ruszyła w stronę posiadłości ciotki. Nie czekając ani chwili dłużej, wsiadła do zaparkowanego przed domem auta. Sprawdziła jeszcze biegi i hamulce. Od bardzo dawna nie prowadziła auta.
Zazwyczaj poruszała się taksówkami, bo tak było wygodniej. Ale na szczęście trasa nie była długa.
Mimo wcześniejszych wątpliwości, samochód okazał się wozem w dobrym stanie.
Prowadziło się jej lekko i łatwo.
Kilka minut po jedenastej dotarła do biura pana Waltersa.
Z uśmiechem podsunął jej fotel, a sam usiadł za biurkiem.
Z teczki wyjął niewielką kopertę i podał ją Laurze.
-To dla pani.
Brunetka ujrzała znajome pismo. Kolejny list od ciotki. Spojrzała przepraszająco na pana Waltersa i włożyła kopertę do torebki.
-Dziękuję. Przeczytam później.
Adwokat zaczął odczytywać testament. Wstęp, kilka drobnych darowizn,Laura nie była niczym zaskoczona..
-Teraz przejdziemy do części dotyczącej pani. Jak pani zapewne wie, pani Amelia Collins pozostawiła spory majątek.To co odziedziczyła po swojej matce, znacznie powiększyła. Mamy tu zatem do czynienia z pokaźną sumą pieniędzy oraz jej posiadłość.
Laura nie kryła zdziwienia.
-Czy to znaczy,że ja dziedziczę to wszystko.? Przecież chciała zapisać wszystko na dzieci i dom dziecka...
-Owszem, wspomina o tym. Zresztą to jest jedyny warunek ,ograniczający pani prawa do majątku.
-Jaki warunek? O czym pan mówi.?





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz