piątek, 26 grudnia 2014

Rozdział Piąty.


W ramach prezentu świątecznego, dodaje dziś jeszcze
jeden rozdział.;)
Mam nadzieję,że się spodoba.;)

Pozdrawiam,
Maddie Moon

***

-O co Ci właściwie chodzi.?-zapytała obojętnym tonem.
Jednak Ross nic nie odpowiadał tylko patrzył na jezdnie jakby była ruchliwą autostradą, a nie pustą ulicą małego miasta.
-Wiem,trochę przesadziłem.-mówił nie odrywając wzroku.
-Trochę.?-posłała mu spojrzenie pełne niedowierzania.
Chłopak jednak nie odniósł się do słów jej oburzenia.
-Po prostu uważam,że powinnaś była przyjechać do Amelii nieco wcześniej, o wiele wcześniej.-powiedział karcącym głosem.
Laura dostrzegła w nim dawny chłód.
-Nie masz prawa mówić do mnie takim tonem. !
-Przyjaźniłem się z Twoją ciotką, to daje mi jakieś prawa.-odpowiedział krótko i szorstko.
-Czemu mnie to nie dziwi.-pomyślała,patrząc jak chłopakowi znów zmienił się humor.
-Mówiłam Ci już,że to nie Twoja sprawa.-odpowiedziała równie chłodno co on.
-Może i nie moja, ale nadal nie rozumiem czemu nie mogłaś przyjechać wcześniej.
Laura dłuższą chwilę milczała.
-W sumie jakby nie patrząc, jestem mu winna wyjaśnienia. Opiekował się moją ciotką,miał dla niej czas, kiedy ja zwiedzałam w najlepsze co raz to nowsze miejsca na świecie...
Rossowi najwyraźniej nie podpasowało tak długie milczenie Laury, więc postanowił wybudzić ją z transu przemyśleń.
-To odpowiesz mi w końcu na moje pytanie.?
Dziewczyna spojrzała na niego przymrużonymi oczami.
-Jeśli dobrze pamiętam to ja zadałam je pierwsza.
-Jeśli dobrze pamiętam to odpowiedziałem na nie.
-Ach tak.?
Wtedy chłopak spojrzał na nią pierwszy raz odkąd wsiedli do auta. Chłód jaki panował w jego oczach sprawiał,że Laura co raz bardziej żałowała,że dała się namówić na podwózkę.
-Ktoś zadzwonił do mojej matki, jak byłam w Sydney pozbawiona jakichkolwiek środków łączności ze światem.
-To ja do niej dzwoniłem.-wycedził.
-Dziękuje.-powiedziała, nie zmieniając tonu.
Do auta ponownie wkradła się cisza. Ross znów patrzył przed siebie, a Laura zaczęła obserwować ulicę i mijane domy.
-Amelia była moją najlepszą przyjaciółką.-odezwał się w pewnej chwili, po czym ponownie zamilkł.
Laura nie odrywając twarzy od szyby zaczęła myśleć nad jego słowami.
-Co raz bardziej go nie rozumiem. Skoro przyjaźnił się z nią, to dlaczego nie opowie mi o ostatnich chwilach ciotki?
Wiedziałam tak naprawdę niewiele. Powiedziano mi tylko,że umarła we śnie. Chciałam wiedzieć czegoś więcej o niej,ale jakoś nie wyobrażam sobie, pytać o to właśnie jego.-pomyślała, zaciskając mocniej palce na pasku od torebki.
-Ciocia długo chorowała.?-zapytała wreszcie, nie mogąc powstrzymać ciekawości.-Dlaczego przestała do mnie pisać.?
-Twoja ciocia nie chorowała.Cały czas pracowała. Zamierzała otworzyć w mieście dom dziecka. Była tym pochłonięta.
Całe dnie spędzaliśmy razem na budowie.
-Skoro byłeś jej przyjacielem to nie mogłeś coś zrobić.? Namówić ją,żeby zwolniła tempo.?
Ten szybko zwrócił ku niej głowę.
-Robiłem co mogłem.-powiedział ze smutkiem.
-Myślałam,że jest chora. Czemu mi tego nie napisała? -głos Laury był taki cichy,jakby mówiła to do siebie samej.
-A gdyby napisała,przyjechałabyś.?
Teraz to przesadził.!Nikt nie ma prawa zadawać jej takich pytań i to tonem sugerującym odpowiedz.!
Gdyby mój wzrok mógł za bijąc, Ross zginąłby na miejscu. !
-Posłuchaj, raz na zawsze..
-Jesteśmy na miejscu.-przerwał jej , podjeżdżając pod dom w stylu wiktoriańskim.
Z lekkim drżeniem rąk, wysiadła z samochodu,rozglądając się na boki.
-Chciałbym,żebyś coś zobaczyła.
-To przenieś to tutaj.
Niestety chłopak nie należał do ustępliwych.
-Nie jest to możliwe.
Przez chwilę wahała się co zrobić. Wiedziała tylko,że musi być silna,opanowana i nie poddać się emocjom.
-No dobrze.-powiedziała zrezygnowanym głosem.
-Dobra dziewczynka.-uśmiechnął się pod nosem i otworzył jej drzwi do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz