-Lauro,musimy porozmawiać.-zawołał Ross,przekrzykując warkot samochodu.
-Przecież już rozmawiamy.-odparła chłodno,ledwo odwracając ku niemu twarz.
Jednak na Rossie ton jej głosu nie zrobił wrażenia. Nadal spokojnie jechał wzdłuż chodnika, hamując ruch na głównej ulicy miasta.
Kiedy doszła do zakrętu i zamierzała przejść na drugą stronę, chłopak zahamował nagle z piskiem
i otworzył jej zapraszająco drzwi od samochodu.
-Wsiadaj,odwiozę Cię do domu.
Nie znoszący sprzeciwu sprzeciwu ton jego głosu sprawił,że stanęła jak wryta.
-Nie zamierzam nigdzie z Tobą jechać. Rozumiem, że przeżywasz śmierć mojej cioci,ale to nie jest powód,żeby mnie obrażać.!
Wzięła głęboki wdech , po czym dodała :
-Jeśli mnie nie zostawisz, zawołam szeryfa Moon`a.
-W takim razie proszę krzyczeć bardzo głośno.
-A to dlaczego.?
-Szeryf Moon od 4 lat jest na emeryturze i przeprowadził się na Florydę.
Ale spokojnie, mamy nowego szeryfa. Nazywa się Fox.
Laura skrzywiła się.
-Mark Fox.?
-Tak, dokładnie tak.
Pokręciła z niedowierzaniem głową. Bowiem Mark był w jej wieku, miał dwadzieścia cztery lat, więc było bardzo prawdopodobne,że nie zrozumie, o co jej chodzi.
Machnęła tylko ręką.
-Daj mi spokój.
Ross spojrzał na nią, a w głosie zabrzmiała teraz prośba.
-Proszę, posłuchaj. Musimy naprawdę porozmawiać. Chciałbym Ci coś pokazać w domu Amelii. Coś, co zobaczyłabyś,gdybyś przyjechała wcześniej.
Laura stała nieruchomo z zmieszanymi uczuciami. Była poruszona jego nagłą zmianą tonu.
Wiedziała,że ma jej za złe, iż nie było jej tutaj , kiedy Amelia najbardziej jej potrzebowała. Rozumiała go.
Sama czuła się winna, czując żal i wyrzuty sumienia. Ale przecież nie musiała się nikomu z tego spowiadać, a zwłaszcza Rossowi.
Cofnęła się.
-Nie.Nie teraz.-pokręciła głową.
Na jej słowa chłopak wzruszył ramionami.
-W każdym razie musisz się gdzieś zatrzymać. Podwiozę Cię.
-Nie chcę nigdzie z Tobą jechać. Zresztą zamierzam zatrzymać się w hotelu.
-To niemożliwe.
Pewność brzmiąca w jego głosie wyprowadziła ją z równowagi. Rzuciła na niego złe spojrzenie swoich brązowych oczu.
-Niemożliwe.? To patrz.
Chłopak zaśmiał się cicho pod nosem.
-Robią tam generalny remont.-palcem wskazał na niewielki hotel za rogiem.
Laura patrzyła na niego w osłupieniu. Zamieszkanie w domu zmarłej ciotki było chyba ostatnią rzeczą jaką chciała zrobić.
Nie była na to przygotowana. Z tego wszystkiego łzy ponownie napłynęły jej do oczu.
Odwróciła głowę,aby ukryć słoną ciecz.
Za dużo dziś przeżyła,za dużo dziś się wydarzyło.
Potrzebowała czasu, aby wszystko przemyśleć. Przynajmniej najważniejsze sprawy.
Kiedy Laura trwała w swoich zamyśleniach roniąc kolejne łzy, Ross wysiadł z samochodu i podszedł do niej.
Lekko dotknął jej ramienia. Delikatnym ruchem zwrócił jej twarz ku sobie. Intymność tego gestu sprawiła,że poczuła się nieswojo,niekomfortowo. Patrzył na nią teraz łagodnie,ze zrozumieniem.
-Jakieś nowe sztuczki.?-pomyślała.
-Chodźmy, musisz trochę odpocząć. Masz jakiś bagaż, walizkę?
Zmiana jaka zaszła w jego zachowaniu jeszcze bardziej zaostrzyła ostrożność Laury.
Był teraz inny,spokojny i łagodny. Do tego dotknięcie jego ręki.
Czuła je jeszcze na ramieniu i na policzku.
Otrząsnęła się jednak po chwili.
-Zostawiłam walizkę na dworcu.-powiedziała obojętnie.
-Zaraz po nią pojadę.
Laura ostatnimi resztkami sił podziękowała mu za pomoc.
-No dobra, to wsiadaj.
Nie czekając ani chwili,Ross pomógł jej wsiąść,zamknął drzwi i udał się w stronę dworca.
Dziewczyna patrzyła jak znika w niewielkim budynku i po chwili wychodzi z wielką walizką, którą kupiła w Paryżu.
Wyrzuciwszy bagaż na tył samochodu, wsiadł za kierownice i ruszył przez ciche ulice Littleton.
Przez chwilę jechali w milczeniu. Laura obserwowała kątem okiem chłopaka i zastanawiała się czym jeszcze ją zaskoczy. Po człowieku, który tak szybko zmienia nastrój, można się wszystkiego spodziewać. W sumie najlepszą obroną jest atak, więc dlaczego by nie spróbować, przejąc inicjatywy i wypytać czego tak naprawdę od niej chcę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz